Imagens
ContribuirAvaliações
Avaliação da contribuiçãoOd afery podsłuchowej nasze drogi z panem Sową rozchodziły się w dość skrajnych kierunkach. Nie jestem w ogóle fanem szefów kuchni i celebrytów zarazem, choć nie miałem wątpliwości, że u tego pana w lokalu wiedzą, jak gości smacznie nakarmić. W Sowie i Przyjaciołach lata temu byłem ze 3 razy i tylko utwierdziłem się w tym przekonaniu, a molekularna interpretacja szarlotki w postaci galaretki w kształcie jabłka do dzisiaj wywołuje u mnie szeroki uśmiech. Nadszedł więc czas na sprawdzenie umiejętności Sowy na Nowogrodzkiej. Właściciel restauracji jest w środku w porze lunchowej i sam wydaje dania z kuchni, obsługuje gości. To na duży plus, bo nie brakuje miejsc, gdzie poza brandem i znanym nazwiskiem w nazwie, na niewiele się ten marketing przekłada. Na minus to, że na Facebooku ani stronie restauracji nie ma ani słowa o ofercie lunchowej zarówno na poszczególne dni, jak i w ogóle istnieniu takowej poza regularną kartą (35zł za zupę, drugie dane i deser). Na frewkwencji się to jednak nie odbija ok. 13:00 knajpa pęka w szwach, a mi szczęśliwie udaje się dostać stolik bez rezerwacji. Tego dnia na lunch serwują tajską zupę i polędwicę dorsza z gnocchi i szparagami. Lubię te sezonowe wkładki, czekadełko w postaci ciepłego pieczywa z masłem także buduje moje zaufanie do tego, co będzie dalej. Elegancka zastawa, markowe kieliszki do wina to wszystko znak rozpoznawczy Sowy. Perfekcyjna i dyskretna jest też obsługa, a goście lokalu to raczej menagerowie średniego i wyższego stopnia. Jest więc sporo krawatów i marynarek, choć to przecież casual Friday... Wracając do jedzenia, zupa jest smaczna, rozgrzewająca i przyjemnie wierci podniebienie mleczkiem kokosowym oraz sezamem. Ryba jest cudowna chrupiąca skórka, jednolita konstrukcja, kopytka al dente, całość podlana przepysznym sosem. Do pewnego momentu obsługa systematycznie dolewa nam wody, wraz z podaniem deseru staje się mniej widoczna. Na deser pojawia się panna cotta z malutką bezą w towarzystwie espresso. Podobnie jak zupa i dania główne całość w nie za dużej, ale wystarczającej porcji, za to co do jakości nie można mieć najmniejszych zastrzeżeń. Dodam, że lunchowi towarzyszy kieliszek białego, wyśmienitego wina z bordeaux za 17zł, choć w karcie nie brakuje wynalazków typu sauvignon w cenie 35zł za 150 ml. Są więc napoje na każdą kieszeń, także tę bardziej zasobną. Zupełnie jak z kartą poza lunchem wielu gości wybiera akurat kaczkę czy ośmiornicę. Wrócę i sam się sobie dziwię, dlaczego tak długo skutecznie omijałem to miejsce. Może z uwagi na wiatr, któy w okolicach Parkingowej w ogródku zawsze urywa głowę, ale w środku jest także bardzo przyjemnie.
Dziś recenzja niebanalnego miejsca, jakim jest restauracja N31 restaurant&bar na ul. Nowogrodzkiej 31, czyli w ścisłym centrum stolicy. Prowadzi ją Robert Sowa osoba, która przyzwyczaiła nas do dobrego smaku. Potwierdza to nagroda dwóch czapek i rekomendacja, która znajduje się w przewodniku Gault&Millau na 2017 r. Trzeba przyznać, że robi to wrażenie. Tym razem opisujemy nasze odczucia z wizyty w restauracji N31 z okazji Restaurant Week. W ramach tego wydarzenia nie jest serwowane menu standardowe, a przygotowane specjalnie na tę okazję. Niektóre dania jednak były z karty regularnej, takie jak choćby przystawki tatar, grillowany ser kozi, czy deser z chrupiącego ciasta francuskiego z kremem waniliowym, karmelizowaną gruszką i lodami z rokitnika. Restauracja N31 nie należy do najtańszych. Trzeba sobie jasno już na wstępie powiedzieć, że podczas jednej wizyty trochę funduszy niestety trzeba wyłożyć. Dlatego właśnie Restaurant Week jest świetną okazją na tego typu odwiedziny i poznanie smaków dość ekskluzywnych restauracji.
Kolacja biznesowa. Przyjemne, ciekawe miejsce. Bardzo poprawne jedzenia, ale bez fajerwerków. Ciężko coś więcej napisać, po prostu ok, ale czy wybrałbym się tu kolejny raz, np. z żoną? Może z żoną tak, bo fajny wystrój.
Byłam, odwiedziłam i chętnie wrócę. Przystawki tatar znakomity (serce skradły mi paski słoniny wspaniałe), kozi ser nie był przytłaczający jak to bywa z tymi serami, drugie danie policzki wołowe oraz polędwica z dorsza smaczne (choć dorsz był lepszy). Co do deseru dawno nie jadłam tak urozmaiconego deseru składającego sie z tylu składników. Chętnie wrócę i to szybko. PS obsługa świetna
Rewelacyjny wystrój i muzyka. Jedzenie oryginalne i bardzo smaczne. Świetne amouse bouche. Obsługa znakomita, dzięki czemu kolacja upłynęła w bardzo przyjemnej atmosferze.